niedziela, 17 marca 2013

Part seven.




- Malwina? – w twoim głosie da się usłyszeć zdziwienie. No tak, to zapewne ostatnie miejsce, w którym byś się mnie spodziewał  – Nic ci się nie stało? – pytasz, wyciągając do mnie rękę aby pomóc mi wstać.
Kiedy wreszcie za twoją pomocą udaje mi się podnieść z podłogi czuję, jak mocno dostało się mojej kości ogonowej i automatycznie krzywię się, co nie umyka twojej uwadze. W tym samym momencie zza twoich pleców słyszę ciche, ale pełne złości chrząknięcie, a moim oczom ukazuje się niewysoka blondynka o ostrych rysach twarzy. Rozpoznaję w niej kobietę, którą czule obejmowałeś po jednym z meczy Ligi Światowej. Aż za dobrze pamiętam tą sytuację, bo wtedy po raz pierwszy mój świat rozpadł się na drobne kawałki. Dostrzegam zmieszanie na twojej twarzy i skruszone spojrzenie, które posyłasz blondynce.
- Panie się nie znają. Malwina, poznaj moją dziewczynę, Natalię. Natalia, to Malwina, wielka fanka siatkówki – kończysz prezentację.
Chcę być w pełni kulturalna, więc wyciągam rękę w kierunku twojej dziewczyny. Ta jednak mrozi mnie zimnym spojrzeniem i nie odwzajemnia gestu. Speszona chowam rękę, lecz jednak gdzieś w głębi narasta we mnie jakieś inne uczucie, które w tej chwili kompletnie ignoruję. Nie pozwolę tej kobiecie zepsuć mojego świetnego humoru, co to, to nie! Postanawiam więc jak najszybciej się ewakuować z tego miejsca, wrócić do znajomych i świętować dobre wieści.
- Miło było was spotkać, ale muszę już lecieć, znajomi na mnie czekają – wypowiadam te słowa zanim zdążysz otworzyć usta – Cześć! – odwracam się na pięcie, nie oglądając się za siebie. Dobiegam do SKMki i staram się wymazać to spotkanie z pamięci – w końcu mam co świętować. Jadę więc do klubu, w którym zostawiłam znajomych i już wiem, że tej nocy nie wyjdę z niego trzeźwa.

*
Stoję w oknie i razem z bratanicą wypatruję pierwszej gwiazdki. Mała jest niesamowicie podekscytowana i nie zniechęca jej nawet fakt, że stoimy w oknie już dobrą godzinę, a gwiazd jak nie było, tak nie ma.
- Aniu, mówiłam Ci, jeszcze za wcześnie na pierwszą gwiazdkę. Chodź, pomożemy babci w kuchni i za niedługo tu wrócimy, dobrze? – staram się przekonać małą. Niestety, jest tak oddana swojemu zadaniu, że nawet nie odpowiada, a jedynie kręci przecząco głową. W tej samej chwili rozdzwania się mój telefon, więc wołam brata żeby pilnował małej, a sama biegnę odebrać. Dopadam telefon i w obawie, ż dzwoniący za chwilę zwątpi, odbieram bez patrzenia na wyświetlacz, rzucając zdyszane „tak?”.
- Hej! Nie przeszkadzam? – Pytasz. Wow, dzwonisz do mnie w wigilię? Ale dlaczego?
- Nie, wręcz przeciwnie. Od godziny wypatrywałam z bratanicą pierwszej gwiazdki i mała za nic nie chciała słyszeć, że jeszcze na to za wcześnie. Także chyba powinnam dziękować ci za urozmaicenie tego czasu – śmieję się do słuchawki.
- Czyli mam idealne wyczucie czasu. Słuchaj… - zaczynasz – dzwonię, ponieważ chciałem życzyć ci wesołych świąt. Wczoraj tak szybko uciekłaś z lotniska, że nawet nie zdążyłem nic powiedzieć. I tu pojawia się drugi powód, dla którego dzwonię… - milkniesz na kilka sekund podczas których w mojej głowie pojawia się setka myśli – Chciałem cię przeprosić za zachowanie Natalii. Trochę pokłóciliśmy się przed wylotem i przelała część tej złości na ciebie. Jest mi niezmiernie głupio dlatego cię przepraszam – kończysz. No tak, to tylko przeprosiny. „Czego ty się, głupia, spodziewałaś? Wyznania miłosnego?” ganię się w myślach.
- Nic nie szkodzi, każdy może mieć gorszy dzień – udaję, że mnie to nie obeszło – Ja tobie też bym chciała życzyć wesołych świąt. A na jak długo zostajesz w Polsce?
- Do sylwestra. W Nowy Rok mam samolot powrotny. Właśnie, mam do ciebie dość nietypowe pytanie. Obiecaj, że nie odpowiesz od razu „nie”, ale że się zastanowisz, ok? – mój mózg po raz kolejny pracuje na intensywnych obrotach i raczy mnie tysiącem pomysłów na sekundę. Staram się to zignorować i składam ową obietnicę, chociażby dlatego, że zżera mnie niesamowita ciekawość.
- Organizujemy w Warszawie sylwester dla siatkarzy, będzie całkiem sporo osób. Może zechciałabyś przyjść na niego z moim kolegą, Fabianem Drzyzgą? – wyrzucasz z siebie na jednym oddechu. Sylwester? Z tobą? Zawsze! Tylko dlaczego mam iść z Fabianem? Co on, sam nie potrafi sobie znaleźć panny? Zachowuję jednak te przemyślenia dla siebie i siląc się na poważny głos po prostu się zgadzam, czym cię zaskakuję. Wtem słyszę, jak Ania krzyczy z radością, że dopatrzyła się pierwszej gwiazdki. Jej głos dociera również do ciebie.
- Słyszę, że twojej bratanicy udało się w końcu dojrzeć pierwszą gwiazdkę. Nie przeszkadzam już więcej w takim razie. Resztę informacji przekażę ci na dniach. Jeszcze raz Wesołych Świąt ci życzę.
- Dziękuję i w takim razie czekam na informacje. Pa!
- Ej, Malwina! – zatrzymujesz mnie przed rozłączeniem się – Dziękuję, że się zgodziłaś.

Po tej rozmowie czuję, że przez resztę świątecznego czasu banan na twarzy będzie towarzyszył mi w każdej chwili. Mój dobry humor nie umyka uwadze reszty domowników, jednak nikt nic nie komentuje, a ja jestem im za to wdzięczna. Po raz pierwszy od dawna święta sprawiają mi taką radość. Jeden telefon, jedna rozmowa i jedno pytanie, a jak wiele potrafią zmienić. Tylko jak ja wytrwam tyle czasu do sylwestra?



*
Znowu spóźniona, ale jednak jestem. Brak czasu daje mi się bardzo we znaki, a jeszcze oddaję laptopa do naprawy, więc na wykładach nie nadrobię pisania kolejnych rozdziałów – pozostaje mi tylko tworzenie w domu. Mam wrażenie, że baaaardzo powoli rozwijam akcję i nie za bardzo mi się to podoba. Będę musiała coś z tym zmienić. Kolejny rozdział także może pojawić się z poślizgiem, jednak liczę na Waszą wyrozumiałość. Do następnego!

piątek, 8 marca 2013

Part six.



Stoję pod prysznicem, strumienie ciepłej wody spływają po moim ciele, podczas gdy myślami jestem w Twoim samochodzie. Jest wcześnie rano, jednak wcale nie czuję zmęczenia. Te kilka godzin z Tobą dało mi niesamowicie dużo energii. Zmuszam się jednak do opuszczenia tej bańki, w końcu dzisiaj poniedziałek, a więc trzeba powrócić do rzeczywistości. Idę do łóżka z nadzieją na przynajmniej godzinę snu. Kiedy leżę już w łóżku mój telefon sygnalizuje mi, że mam nową wiadomość. Biorę więc go do ręki i odczytuję:
 „Jeszcze raz dziękuję za dzisiejszy wieczór, a właściwie noc. Naprawdę miło mi się z Tobą rozmawiało. Informuję, że pierwsza część podróży, czyli dotarcie na lotnisko, odbyła się bez niespodzianek. Właśnie czekam na swój lot. Kolorowych snów życzę :) B.”
Szczerzę się jak głupia do ekranu telefonu i czym prędzej odpisuję:
„ Ja też dziękuję i mam nadzieję, że to nie ostatnia okazja do takiej rozmowy :) Udanego lotu życzę :)”
Nagle czuję, jak wszystkie emocje ze mnie schodzą, ustępując miejsca zmęczeniu. Nawet nie wiem kiedy zasypiam, wciąż trzymając telefon w ręku.

*
Od meczu w Częstochowie minęło pięć dni. Zgodnie z moją prośbą odezwałeś się tuż po dotarciu do swojego mieszkania w Moskwie, jednak od tamtej pory nie miałam od ciebie wieści. Od Aleksa także. Świąteczna aura unosi się w powietrzu, Warszawa wita dekoracjami świetlnymi, no nic tylko się cieszyć. Jednak nie potrafię wczuć się w to wszystko. Doskonale zdaję sobie sprawę, jak będą wyglądały moje święta – wypytywanie dziadków, czy kogoś mam, a potem podczas dzielenia się opłatkiem każdy będzie mi życzył, abym znalazła miłość. Nie wiem, jak to przetrwam. Jednak dzisiaj staram się o tym nie myśleć. Dziewczyny wymyśliły, że musimy zrobić „uczelnianą wigilię”, więc idziemy sporą grupą do klubu. Zdecydowanie tego mi dzisiaj potrzeba, to ostatnia chwila na odstresowanie się przed kilkoma dniami spędzonymi z moją rodzinką. Tuż przed wejściem do klubu zaczyna dzwonić mój telefon, jednak nie znam numeru. Oddalam się od znajomych aby móc w spokoju porozmawiać i odbieram, rzucając zwykłe „tak”.
- Malwina? Cześć, z tej strony Aleks. Jestem właśnie na lotnisku w Warszawie, za kilka godzin mam lot do domu. Nie zechciałabyś się ze mną spotkać? Muszę z Tobą koniecznie porozmawiać – jego głos jest poważny, co automatycznie wywołuje u mnie lawinę czarnych scenariuszy. Zgadzam się więc i po ustaleniu, w którym miejscu na lotnisku go znajdę, podchodzę do znajomych i tłumaczę, że wypadło mi coś ważnego. Próbują jeszcze dowiedzieć się, o co chodzi, jednak ja już ich nie słucham – czym prędzej kieruję się w stronę Śródmieścia. Tak, SKMką powinnam dotrzeć najszybciej.

*
Wbiegam na halę odlotów i kieruję się do wcześniej wskazanego przez Aleksa miejsca. Mam problem ze zlokalizowaniem go, ponieważ po Okęciu maszerują dzikie tłumy ludzi. Co i rusz jestem przez kogoś potrącana i czuję, że moja złość narasta. Po dziesięciu minutach poszukiwań, przechodzenia z miejsca w miejsce i obrywania łokciami od ludzi mam ochotę zacząć krzyczeć ze złości. Miałam się dobrze bawić a nie stać na zatłoczonym lotnisku i czekać na cud. Nagle czuję dłoń na swoim ramieniu i moim oczom ukazuje się Aleks ze swoim uroczym uśmiechem. Ale w tej chwili jestem już tak zła, że nawet uśmiech na mnie nie działa. Aleks chyba to zauważa, bo zaczyna mnie przepraszać.
- A tak w ogóle to za co ty mnie przepraszasz? Doprecyzuj, bo nie wiem – za to, że wyciągasz mnie w ostatniej chwili od znajomych? Czy że ukrywasz się gdzieś po hali zamiast stać we wcześniej wskazanym miejscu? A może za to, że w tym całym poszukiwaniu twojej zacnej osoby zostałam staranowana i zapewne będę miała całą masę siniaków? – wyrzucam z siebie całą frustrację.
- Za wszystko. Ale wierz mi, gdyby to nie było nic ważnego to nie wyciągałbym cię tuż przed świętami – odpowiada ewidentnie skruszony. Biorę głęboki oddech i staram się pozbyć negatywnych emocji. Kiedy choć trochę mi się udaje ponownie przemawiam, tym razem już spokojniejszym głosem.
- No więc co było takiego ważnego, że mnie tu ściągnąłeś?
- Mam dla ciebie dobrą wiadomość – zaczyna, a na jego twarzy znowu pojawia się ten szeroki uśmiech – W klubie poszukują pracownika, kogoś, kto będzie jeździł z drużyną na mecze, uwieczniał je oraz pomagał w dziale marketingu. Wszystkiego po trochu, ale tylko w ten sposób możesz dostać umowę o pracę na pełen etat. Pracę byś mogła zacząć od stycznia, oczywiście przy wcześniejszym spotkaniu z prezesem i jego decyzji, czy nadajesz się do tej pracy. Co ty na to?
Stoję jak zamurowana. Moja twarz wyraża różne emocje – od zdziwienia, poprzez niedowierzanie, aż po radość. Dobrą minutę stoję i jestem w stanie wydobyć z siebie ani słowa. W końcu zbieram się i próbuję sklecić zdanie.
- Mówisz poważnie? Eeee… to znaczy dziękuję, ale jak to możliwe? Jak ci się udało? I dlaczego chcesz mi pomóc? Przecież kompletnie mnie nie znasz – zasypuję go gradem pytań.
- Spokojnie, spokojnie! Może i cię nie znam, ale naprawdę miło mi się z tobą rozmawiało wtedy w Łodzi. Widać było, że twoją pasją jest siatkówka i to dla niej przychodzisz na halę, a nie dla wyglądu siatkarzy. Poza tym dobrze ci z oczu patrzy – i mówiąc to puszcza mi oko. Mi? Dobrze z oczu patrzy? To dopiero nowość. Podaje mi jakąś teczkę – Tutaj masz wszystkie informacje. Przeczytaj, pomyśl i jeśli się zdecydujesz, to po świętach zadzwoń na numer podany na wizytówce. Swoją drogą naprawdę mam nadzieję, że się zdecydujesz. Fajnie by było razem pracować – kończy, a ja wciąż nie wiem, co powiedzieć. Nagle przez megafony wywołują jego lot.
- No, to na mnie już czas. Mam nadzieję, że zobaczymy się w Bełchatowie. Wesołych Świąt!
- Dziękuję, za wszystko dziękuję. Ja też mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. Spokojnego lotu życzę – odpowiadam i uśmiecham się najcieplej jak potrafię. Cała złość ze mnie wyparowała, pozostało jedynie niesamowite uczucie radości. Wygląda na to, że moje marzenia się spełniają. Jak to jest możliwe? Macham Aleksowi na pożegnanie i kieruję się z powrotem w stronę SKMki, pogrążona w swoich myślach. Bujanie w obłokach kończy się tym, że mocno zderzam się z jakimś gigantycznym facetem i z impetem ląduję na tyłek. Cholera jasna! Ów gigant, na którego wpadam, wyciąga do mnie rękę, jednak ignoruję go i sama wstaję, rozmasowując obolały tyłek. Świetnie, w święta nie będę mogła usiedzieć spokojnie w miejscu. Podnoszę głowę, żeby nawrzucać człowiekowi, przez którego moja kość ogonowa przypomina o swoim istnieniu okropnym bólem, jednak kiedy mój wzrok zatrzymuje się na jego twarzy zamieram.
- Bartek?

*

No i jest szóstka! ;) Po raz pierwszy od dłuuugiego czasu rozdział oddaję na czas. Sama nie wiem, jak mi się to udało, bo cierpię na chroniczny brak czasu. Nawet teraz dopisuję te słowa pomiędzy jednym kęsem śniadania, a drugim :P
A z okazji Dnia Kobiet życzę Wam – i sobie – prawdziwego mężczyzny ;)

niedziela, 3 marca 2013

Part five.








Przestępuję z nogi na nogę starając się choć trochę rozgrzać. Jest późno, zimno i do domu daleko. Stoję przed halą i czekam, aż pożegnasz się ze wszystkimi i wyjdziesz do mnie, abyśmy mogli ruszyć do Warszawy. Wciąż nie wierzę w wydarzenia z ostatniej godziny. Po raz kolejny mocno się szczypię i po raz kolejny czuję ból – to nie jest sen. Tylko kiedy to do mnie dotrze? Z zamyślenia wyrywa mnie Twój głos

- Chodź, pewnie strasznie zmarzłaś. Przepraszam, że to tak długo trwało – mówiąc to delikatnie popychasz mnie w kierunku Twojego samochodu. Nie wiem co powiedzieć, więc milczę. Kiedy wreszcie docieramy do twojego samochodu z ulgą siadam na miejscu pasażera. Nie ukrywam, zmarzłam tak, że aż cała się trzęsę. Zauważasz to i od razu rozkręcasz ogrzewanie. Powoli wyjeżdżamy na Częstochowskie ulice, a ja delikatnie Cię obserwuję. Za kierownicą jesteś niesamowicie rozluźniony i wiem, że jestem z Tobą bezpieczna. Banalne uczucie, ale jednak tak niesamowicie ważne. Szukam w głowie jakiegoś ciekawego tematu do rozmowy, jednak jak na złość mam pustkę.

- Wygląda na to, że spędzimy ze sobą trochę czasu w tym samochodzie. Może w takim razie opowiesz mi coś o sobie? To dobra okazja, żebym mógł Cię poznać – zaczynasz.

- Hmm… nie przepadam opowiadać o sobie, ale ok. Co chcesz wiedzieć? – odpowiadam zadowolona, że to Ty zacząłeś rozmowę.

- Może na początek powiesz mi, czym się zajmujesz? Nie będę pytał, skąd jesteś, bo to już chyba wiem – posyłasz mi delikatny uśmiech. O nie, błagam, nie rób tego! Nawet nie wiesz, jak bardzo Twój uśmiech mnie onieśmiela. Ale zbieram się w sobie i zaczynam mówić – w końcu to moje 5 minut, które obiecałam sobie, że dobrze wykorzystam. I tak, powoli, rozmowa nabiera tempa, relaksuję się i czuję, jakbyśmy się znali wieki.

*

- Hej, Malwina – dociera do mnie Twój delikatny głos i lekkie szturchanie. Przecieram oczy i ze zdumieniem stwierdzam, że jesteśmy już w Warszawie. Cholera jasna, usnęłam! Ale kiedy? Przecież tak bardzo się przed tym broniłam. Ostatnie co pamiętam, to jak opowiadałeś mi o Rosji. Zdaje się, że to wtedy odpłynęłam. Momentalnie się budzę i siadam prosto.

- O rety, strasznie Cię przepraszam! Nawet nie wiem kiedy usnęłam. Widzisz, taka ze mnie towarzyszka podróży – śmieję się do niego.

- Nic się nie przejmuj, usnęłaś dopiero jakieś 20 minut temu. To gdzie Cię podrzucić?

- Na Górnośląską poproszę – uśmiecham się, jednak w głębi wcale do śmiechu mi nie jest. Za kilka minut się rozstaniemy i nie wiem, co będzie dalej. Czy w ogóle będzie coś dalej…?



- Jesteśmy. Dziękuję Ci za towarzystwo, gdyby nie Ty to droga by mi się na pewno niesamowicie dłużyła – mówiąc to patrzysz się prosto na mnie.

- Cała przyjemność po mojej stronie, chociaż idealną towarzyszką podróży to ja nie jestem – śmieję się na wspomnienie ostatnich 30 minut.

- No nic, miło było, ale muszę się zbierać na lotnisko. Czas wracać do Rosji zwłaszcza, jeśli chcę, aby trener puścił mnie do domu na święta – przerywasz i widać, że nad czymś się zastanawiasz – A może zechciałabyś mi zostawić jakiś kontakt do siebie? Maila, skype’a?

- Oczywiście! – odpowiadam odrobinę zbyt szybko. Wyciągam notes z torebki i zapisuję Ci nie tylko maila i skype’a, ale też zostawiam swój numer telefonu. A co, raz się żyje! Muszę zaryzykować, nie mam nic do stracenia. – Proszę. W takim razie czekam na jakiś odzew z Twojej strony. Spokojnej podróży i jeszcze raz dziękuję za podwózkę – Powoli otwieram drzwi samochodu. Jeszcze pochylam się, aby się pożegnać, jednak nie dajesz mi dojść do głosu.

- Polecam się na przyszłość. Miło było cię poznać. Mam nadzieję, że do zobaczenia – posyłasz mi jeden z najpiękniejszych  uśmiechów i już wiem, że mówisz szczerze.

- Ja też mam taką nadzieję. A więc do zobaczenia – po tych słowach zamykam drzwi samochodu i patrzę, jak włączasz się do ruchu. Moje serce wypełnia nadzieja. Nadzieja na to, że to nie było nasze ostatnie spotkanie.


Weno, weno, gdzie się podziałaś? Chyba najgorszy rozdział ze wszystkich. Wniosek? Mogę pisać tylko po nocach – w dzień wena za nic nie przychodzi. Wybaczcie poślizg, ale spowodowane jest to zarówno brakiem weny właśnie, jak i czasu. Mam nadzieję, że nie zrezygnowałyście ze mnie jeszcze i mimo wszystko od czasu do czasu zajrzycie tutaj. Zarobię wszystko, żeby kolejny rozdział nareszcie miał jakiś sens i nie był nudny jak flaki z olejem. Tak więc do kolejnego! :)