niedziela, 19 maja 2013

Takie małe wyjaśnienie...



Aj, nie było mnie tu już baaardzo długo i przyznaję, że zbierałam się do powrotu wiele razy. Jednak życie wywróciło mi się do góry nogami, do tego dochodzi teraz okres przedsesyjny, a ja jestem w czarnej d*pie... Ta historia będzie miała swój ciąg dalszy, ale najpierw muszę uporać się ze swoim życiem i problemami, jakie się pojawiły. Mam nadzieję, że kiedy wreszcie coś naskrobię, któraś z Was się tu jeszcze pojawi.

niedziela, 17 marca 2013

Part seven.




- Malwina? – w twoim głosie da się usłyszeć zdziwienie. No tak, to zapewne ostatnie miejsce, w którym byś się mnie spodziewał  – Nic ci się nie stało? – pytasz, wyciągając do mnie rękę aby pomóc mi wstać.
Kiedy wreszcie za twoją pomocą udaje mi się podnieść z podłogi czuję, jak mocno dostało się mojej kości ogonowej i automatycznie krzywię się, co nie umyka twojej uwadze. W tym samym momencie zza twoich pleców słyszę ciche, ale pełne złości chrząknięcie, a moim oczom ukazuje się niewysoka blondynka o ostrych rysach twarzy. Rozpoznaję w niej kobietę, którą czule obejmowałeś po jednym z meczy Ligi Światowej. Aż za dobrze pamiętam tą sytuację, bo wtedy po raz pierwszy mój świat rozpadł się na drobne kawałki. Dostrzegam zmieszanie na twojej twarzy i skruszone spojrzenie, które posyłasz blondynce.
- Panie się nie znają. Malwina, poznaj moją dziewczynę, Natalię. Natalia, to Malwina, wielka fanka siatkówki – kończysz prezentację.
Chcę być w pełni kulturalna, więc wyciągam rękę w kierunku twojej dziewczyny. Ta jednak mrozi mnie zimnym spojrzeniem i nie odwzajemnia gestu. Speszona chowam rękę, lecz jednak gdzieś w głębi narasta we mnie jakieś inne uczucie, które w tej chwili kompletnie ignoruję. Nie pozwolę tej kobiecie zepsuć mojego świetnego humoru, co to, to nie! Postanawiam więc jak najszybciej się ewakuować z tego miejsca, wrócić do znajomych i świętować dobre wieści.
- Miło było was spotkać, ale muszę już lecieć, znajomi na mnie czekają – wypowiadam te słowa zanim zdążysz otworzyć usta – Cześć! – odwracam się na pięcie, nie oglądając się za siebie. Dobiegam do SKMki i staram się wymazać to spotkanie z pamięci – w końcu mam co świętować. Jadę więc do klubu, w którym zostawiłam znajomych i już wiem, że tej nocy nie wyjdę z niego trzeźwa.

*
Stoję w oknie i razem z bratanicą wypatruję pierwszej gwiazdki. Mała jest niesamowicie podekscytowana i nie zniechęca jej nawet fakt, że stoimy w oknie już dobrą godzinę, a gwiazd jak nie było, tak nie ma.
- Aniu, mówiłam Ci, jeszcze za wcześnie na pierwszą gwiazdkę. Chodź, pomożemy babci w kuchni i za niedługo tu wrócimy, dobrze? – staram się przekonać małą. Niestety, jest tak oddana swojemu zadaniu, że nawet nie odpowiada, a jedynie kręci przecząco głową. W tej samej chwili rozdzwania się mój telefon, więc wołam brata żeby pilnował małej, a sama biegnę odebrać. Dopadam telefon i w obawie, ż dzwoniący za chwilę zwątpi, odbieram bez patrzenia na wyświetlacz, rzucając zdyszane „tak?”.
- Hej! Nie przeszkadzam? – Pytasz. Wow, dzwonisz do mnie w wigilię? Ale dlaczego?
- Nie, wręcz przeciwnie. Od godziny wypatrywałam z bratanicą pierwszej gwiazdki i mała za nic nie chciała słyszeć, że jeszcze na to za wcześnie. Także chyba powinnam dziękować ci za urozmaicenie tego czasu – śmieję się do słuchawki.
- Czyli mam idealne wyczucie czasu. Słuchaj… - zaczynasz – dzwonię, ponieważ chciałem życzyć ci wesołych świąt. Wczoraj tak szybko uciekłaś z lotniska, że nawet nie zdążyłem nic powiedzieć. I tu pojawia się drugi powód, dla którego dzwonię… - milkniesz na kilka sekund podczas których w mojej głowie pojawia się setka myśli – Chciałem cię przeprosić za zachowanie Natalii. Trochę pokłóciliśmy się przed wylotem i przelała część tej złości na ciebie. Jest mi niezmiernie głupio dlatego cię przepraszam – kończysz. No tak, to tylko przeprosiny. „Czego ty się, głupia, spodziewałaś? Wyznania miłosnego?” ganię się w myślach.
- Nic nie szkodzi, każdy może mieć gorszy dzień – udaję, że mnie to nie obeszło – Ja tobie też bym chciała życzyć wesołych świąt. A na jak długo zostajesz w Polsce?
- Do sylwestra. W Nowy Rok mam samolot powrotny. Właśnie, mam do ciebie dość nietypowe pytanie. Obiecaj, że nie odpowiesz od razu „nie”, ale że się zastanowisz, ok? – mój mózg po raz kolejny pracuje na intensywnych obrotach i raczy mnie tysiącem pomysłów na sekundę. Staram się to zignorować i składam ową obietnicę, chociażby dlatego, że zżera mnie niesamowita ciekawość.
- Organizujemy w Warszawie sylwester dla siatkarzy, będzie całkiem sporo osób. Może zechciałabyś przyjść na niego z moim kolegą, Fabianem Drzyzgą? – wyrzucasz z siebie na jednym oddechu. Sylwester? Z tobą? Zawsze! Tylko dlaczego mam iść z Fabianem? Co on, sam nie potrafi sobie znaleźć panny? Zachowuję jednak te przemyślenia dla siebie i siląc się na poważny głos po prostu się zgadzam, czym cię zaskakuję. Wtem słyszę, jak Ania krzyczy z radością, że dopatrzyła się pierwszej gwiazdki. Jej głos dociera również do ciebie.
- Słyszę, że twojej bratanicy udało się w końcu dojrzeć pierwszą gwiazdkę. Nie przeszkadzam już więcej w takim razie. Resztę informacji przekażę ci na dniach. Jeszcze raz Wesołych Świąt ci życzę.
- Dziękuję i w takim razie czekam na informacje. Pa!
- Ej, Malwina! – zatrzymujesz mnie przed rozłączeniem się – Dziękuję, że się zgodziłaś.

Po tej rozmowie czuję, że przez resztę świątecznego czasu banan na twarzy będzie towarzyszył mi w każdej chwili. Mój dobry humor nie umyka uwadze reszty domowników, jednak nikt nic nie komentuje, a ja jestem im za to wdzięczna. Po raz pierwszy od dawna święta sprawiają mi taką radość. Jeden telefon, jedna rozmowa i jedno pytanie, a jak wiele potrafią zmienić. Tylko jak ja wytrwam tyle czasu do sylwestra?



*
Znowu spóźniona, ale jednak jestem. Brak czasu daje mi się bardzo we znaki, a jeszcze oddaję laptopa do naprawy, więc na wykładach nie nadrobię pisania kolejnych rozdziałów – pozostaje mi tylko tworzenie w domu. Mam wrażenie, że baaaardzo powoli rozwijam akcję i nie za bardzo mi się to podoba. Będę musiała coś z tym zmienić. Kolejny rozdział także może pojawić się z poślizgiem, jednak liczę na Waszą wyrozumiałość. Do następnego!

piątek, 8 marca 2013

Part six.



Stoję pod prysznicem, strumienie ciepłej wody spływają po moim ciele, podczas gdy myślami jestem w Twoim samochodzie. Jest wcześnie rano, jednak wcale nie czuję zmęczenia. Te kilka godzin z Tobą dało mi niesamowicie dużo energii. Zmuszam się jednak do opuszczenia tej bańki, w końcu dzisiaj poniedziałek, a więc trzeba powrócić do rzeczywistości. Idę do łóżka z nadzieją na przynajmniej godzinę snu. Kiedy leżę już w łóżku mój telefon sygnalizuje mi, że mam nową wiadomość. Biorę więc go do ręki i odczytuję:
 „Jeszcze raz dziękuję za dzisiejszy wieczór, a właściwie noc. Naprawdę miło mi się z Tobą rozmawiało. Informuję, że pierwsza część podróży, czyli dotarcie na lotnisko, odbyła się bez niespodzianek. Właśnie czekam na swój lot. Kolorowych snów życzę :) B.”
Szczerzę się jak głupia do ekranu telefonu i czym prędzej odpisuję:
„ Ja też dziękuję i mam nadzieję, że to nie ostatnia okazja do takiej rozmowy :) Udanego lotu życzę :)”
Nagle czuję, jak wszystkie emocje ze mnie schodzą, ustępując miejsca zmęczeniu. Nawet nie wiem kiedy zasypiam, wciąż trzymając telefon w ręku.

*
Od meczu w Częstochowie minęło pięć dni. Zgodnie z moją prośbą odezwałeś się tuż po dotarciu do swojego mieszkania w Moskwie, jednak od tamtej pory nie miałam od ciebie wieści. Od Aleksa także. Świąteczna aura unosi się w powietrzu, Warszawa wita dekoracjami świetlnymi, no nic tylko się cieszyć. Jednak nie potrafię wczuć się w to wszystko. Doskonale zdaję sobie sprawę, jak będą wyglądały moje święta – wypytywanie dziadków, czy kogoś mam, a potem podczas dzielenia się opłatkiem każdy będzie mi życzył, abym znalazła miłość. Nie wiem, jak to przetrwam. Jednak dzisiaj staram się o tym nie myśleć. Dziewczyny wymyśliły, że musimy zrobić „uczelnianą wigilię”, więc idziemy sporą grupą do klubu. Zdecydowanie tego mi dzisiaj potrzeba, to ostatnia chwila na odstresowanie się przed kilkoma dniami spędzonymi z moją rodzinką. Tuż przed wejściem do klubu zaczyna dzwonić mój telefon, jednak nie znam numeru. Oddalam się od znajomych aby móc w spokoju porozmawiać i odbieram, rzucając zwykłe „tak”.
- Malwina? Cześć, z tej strony Aleks. Jestem właśnie na lotnisku w Warszawie, za kilka godzin mam lot do domu. Nie zechciałabyś się ze mną spotkać? Muszę z Tobą koniecznie porozmawiać – jego głos jest poważny, co automatycznie wywołuje u mnie lawinę czarnych scenariuszy. Zgadzam się więc i po ustaleniu, w którym miejscu na lotnisku go znajdę, podchodzę do znajomych i tłumaczę, że wypadło mi coś ważnego. Próbują jeszcze dowiedzieć się, o co chodzi, jednak ja już ich nie słucham – czym prędzej kieruję się w stronę Śródmieścia. Tak, SKMką powinnam dotrzeć najszybciej.

*
Wbiegam na halę odlotów i kieruję się do wcześniej wskazanego przez Aleksa miejsca. Mam problem ze zlokalizowaniem go, ponieważ po Okęciu maszerują dzikie tłumy ludzi. Co i rusz jestem przez kogoś potrącana i czuję, że moja złość narasta. Po dziesięciu minutach poszukiwań, przechodzenia z miejsca w miejsce i obrywania łokciami od ludzi mam ochotę zacząć krzyczeć ze złości. Miałam się dobrze bawić a nie stać na zatłoczonym lotnisku i czekać na cud. Nagle czuję dłoń na swoim ramieniu i moim oczom ukazuje się Aleks ze swoim uroczym uśmiechem. Ale w tej chwili jestem już tak zła, że nawet uśmiech na mnie nie działa. Aleks chyba to zauważa, bo zaczyna mnie przepraszać.
- A tak w ogóle to za co ty mnie przepraszasz? Doprecyzuj, bo nie wiem – za to, że wyciągasz mnie w ostatniej chwili od znajomych? Czy że ukrywasz się gdzieś po hali zamiast stać we wcześniej wskazanym miejscu? A może za to, że w tym całym poszukiwaniu twojej zacnej osoby zostałam staranowana i zapewne będę miała całą masę siniaków? – wyrzucam z siebie całą frustrację.
- Za wszystko. Ale wierz mi, gdyby to nie było nic ważnego to nie wyciągałbym cię tuż przed świętami – odpowiada ewidentnie skruszony. Biorę głęboki oddech i staram się pozbyć negatywnych emocji. Kiedy choć trochę mi się udaje ponownie przemawiam, tym razem już spokojniejszym głosem.
- No więc co było takiego ważnego, że mnie tu ściągnąłeś?
- Mam dla ciebie dobrą wiadomość – zaczyna, a na jego twarzy znowu pojawia się ten szeroki uśmiech – W klubie poszukują pracownika, kogoś, kto będzie jeździł z drużyną na mecze, uwieczniał je oraz pomagał w dziale marketingu. Wszystkiego po trochu, ale tylko w ten sposób możesz dostać umowę o pracę na pełen etat. Pracę byś mogła zacząć od stycznia, oczywiście przy wcześniejszym spotkaniu z prezesem i jego decyzji, czy nadajesz się do tej pracy. Co ty na to?
Stoję jak zamurowana. Moja twarz wyraża różne emocje – od zdziwienia, poprzez niedowierzanie, aż po radość. Dobrą minutę stoję i jestem w stanie wydobyć z siebie ani słowa. W końcu zbieram się i próbuję sklecić zdanie.
- Mówisz poważnie? Eeee… to znaczy dziękuję, ale jak to możliwe? Jak ci się udało? I dlaczego chcesz mi pomóc? Przecież kompletnie mnie nie znasz – zasypuję go gradem pytań.
- Spokojnie, spokojnie! Może i cię nie znam, ale naprawdę miło mi się z tobą rozmawiało wtedy w Łodzi. Widać było, że twoją pasją jest siatkówka i to dla niej przychodzisz na halę, a nie dla wyglądu siatkarzy. Poza tym dobrze ci z oczu patrzy – i mówiąc to puszcza mi oko. Mi? Dobrze z oczu patrzy? To dopiero nowość. Podaje mi jakąś teczkę – Tutaj masz wszystkie informacje. Przeczytaj, pomyśl i jeśli się zdecydujesz, to po świętach zadzwoń na numer podany na wizytówce. Swoją drogą naprawdę mam nadzieję, że się zdecydujesz. Fajnie by było razem pracować – kończy, a ja wciąż nie wiem, co powiedzieć. Nagle przez megafony wywołują jego lot.
- No, to na mnie już czas. Mam nadzieję, że zobaczymy się w Bełchatowie. Wesołych Świąt!
- Dziękuję, za wszystko dziękuję. Ja też mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. Spokojnego lotu życzę – odpowiadam i uśmiecham się najcieplej jak potrafię. Cała złość ze mnie wyparowała, pozostało jedynie niesamowite uczucie radości. Wygląda na to, że moje marzenia się spełniają. Jak to jest możliwe? Macham Aleksowi na pożegnanie i kieruję się z powrotem w stronę SKMki, pogrążona w swoich myślach. Bujanie w obłokach kończy się tym, że mocno zderzam się z jakimś gigantycznym facetem i z impetem ląduję na tyłek. Cholera jasna! Ów gigant, na którego wpadam, wyciąga do mnie rękę, jednak ignoruję go i sama wstaję, rozmasowując obolały tyłek. Świetnie, w święta nie będę mogła usiedzieć spokojnie w miejscu. Podnoszę głowę, żeby nawrzucać człowiekowi, przez którego moja kość ogonowa przypomina o swoim istnieniu okropnym bólem, jednak kiedy mój wzrok zatrzymuje się na jego twarzy zamieram.
- Bartek?

*

No i jest szóstka! ;) Po raz pierwszy od dłuuugiego czasu rozdział oddaję na czas. Sama nie wiem, jak mi się to udało, bo cierpię na chroniczny brak czasu. Nawet teraz dopisuję te słowa pomiędzy jednym kęsem śniadania, a drugim :P
A z okazji Dnia Kobiet życzę Wam – i sobie – prawdziwego mężczyzny ;)

niedziela, 3 marca 2013

Part five.








Przestępuję z nogi na nogę starając się choć trochę rozgrzać. Jest późno, zimno i do domu daleko. Stoję przed halą i czekam, aż pożegnasz się ze wszystkimi i wyjdziesz do mnie, abyśmy mogli ruszyć do Warszawy. Wciąż nie wierzę w wydarzenia z ostatniej godziny. Po raz kolejny mocno się szczypię i po raz kolejny czuję ból – to nie jest sen. Tylko kiedy to do mnie dotrze? Z zamyślenia wyrywa mnie Twój głos

- Chodź, pewnie strasznie zmarzłaś. Przepraszam, że to tak długo trwało – mówiąc to delikatnie popychasz mnie w kierunku Twojego samochodu. Nie wiem co powiedzieć, więc milczę. Kiedy wreszcie docieramy do twojego samochodu z ulgą siadam na miejscu pasażera. Nie ukrywam, zmarzłam tak, że aż cała się trzęsę. Zauważasz to i od razu rozkręcasz ogrzewanie. Powoli wyjeżdżamy na Częstochowskie ulice, a ja delikatnie Cię obserwuję. Za kierownicą jesteś niesamowicie rozluźniony i wiem, że jestem z Tobą bezpieczna. Banalne uczucie, ale jednak tak niesamowicie ważne. Szukam w głowie jakiegoś ciekawego tematu do rozmowy, jednak jak na złość mam pustkę.

- Wygląda na to, że spędzimy ze sobą trochę czasu w tym samochodzie. Może w takim razie opowiesz mi coś o sobie? To dobra okazja, żebym mógł Cię poznać – zaczynasz.

- Hmm… nie przepadam opowiadać o sobie, ale ok. Co chcesz wiedzieć? – odpowiadam zadowolona, że to Ty zacząłeś rozmowę.

- Może na początek powiesz mi, czym się zajmujesz? Nie będę pytał, skąd jesteś, bo to już chyba wiem – posyłasz mi delikatny uśmiech. O nie, błagam, nie rób tego! Nawet nie wiesz, jak bardzo Twój uśmiech mnie onieśmiela. Ale zbieram się w sobie i zaczynam mówić – w końcu to moje 5 minut, które obiecałam sobie, że dobrze wykorzystam. I tak, powoli, rozmowa nabiera tempa, relaksuję się i czuję, jakbyśmy się znali wieki.

*

- Hej, Malwina – dociera do mnie Twój delikatny głos i lekkie szturchanie. Przecieram oczy i ze zdumieniem stwierdzam, że jesteśmy już w Warszawie. Cholera jasna, usnęłam! Ale kiedy? Przecież tak bardzo się przed tym broniłam. Ostatnie co pamiętam, to jak opowiadałeś mi o Rosji. Zdaje się, że to wtedy odpłynęłam. Momentalnie się budzę i siadam prosto.

- O rety, strasznie Cię przepraszam! Nawet nie wiem kiedy usnęłam. Widzisz, taka ze mnie towarzyszka podróży – śmieję się do niego.

- Nic się nie przejmuj, usnęłaś dopiero jakieś 20 minut temu. To gdzie Cię podrzucić?

- Na Górnośląską poproszę – uśmiecham się, jednak w głębi wcale do śmiechu mi nie jest. Za kilka minut się rozstaniemy i nie wiem, co będzie dalej. Czy w ogóle będzie coś dalej…?



- Jesteśmy. Dziękuję Ci za towarzystwo, gdyby nie Ty to droga by mi się na pewno niesamowicie dłużyła – mówiąc to patrzysz się prosto na mnie.

- Cała przyjemność po mojej stronie, chociaż idealną towarzyszką podróży to ja nie jestem – śmieję się na wspomnienie ostatnich 30 minut.

- No nic, miło było, ale muszę się zbierać na lotnisko. Czas wracać do Rosji zwłaszcza, jeśli chcę, aby trener puścił mnie do domu na święta – przerywasz i widać, że nad czymś się zastanawiasz – A może zechciałabyś mi zostawić jakiś kontakt do siebie? Maila, skype’a?

- Oczywiście! – odpowiadam odrobinę zbyt szybko. Wyciągam notes z torebki i zapisuję Ci nie tylko maila i skype’a, ale też zostawiam swój numer telefonu. A co, raz się żyje! Muszę zaryzykować, nie mam nic do stracenia. – Proszę. W takim razie czekam na jakiś odzew z Twojej strony. Spokojnej podróży i jeszcze raz dziękuję za podwózkę – Powoli otwieram drzwi samochodu. Jeszcze pochylam się, aby się pożegnać, jednak nie dajesz mi dojść do głosu.

- Polecam się na przyszłość. Miło było cię poznać. Mam nadzieję, że do zobaczenia – posyłasz mi jeden z najpiękniejszych  uśmiechów i już wiem, że mówisz szczerze.

- Ja też mam taką nadzieję. A więc do zobaczenia – po tych słowach zamykam drzwi samochodu i patrzę, jak włączasz się do ruchu. Moje serce wypełnia nadzieja. Nadzieja na to, że to nie było nasze ostatnie spotkanie.


Weno, weno, gdzie się podziałaś? Chyba najgorszy rozdział ze wszystkich. Wniosek? Mogę pisać tylko po nocach – w dzień wena za nic nie przychodzi. Wybaczcie poślizg, ale spowodowane jest to zarówno brakiem weny właśnie, jak i czasu. Mam nadzieję, że nie zrezygnowałyście ze mnie jeszcze i mimo wszystko od czasu do czasu zajrzycie tutaj. Zarobię wszystko, żeby kolejny rozdział nareszcie miał jakiś sens i nie był nudny jak flaki z olejem. Tak więc do kolejnego! :)

piątek, 15 lutego 2013

Part four.









Nerwowo wyginam palce, tępo wpatrując się w obrazy za szybą, myślami będąc zupełnie gdzie indziej – już tam, na miejscu. Pędzimy samochodem do Częstochowy na wyczekiwane przeze mnie spotkanie Skry z Reprezentacją. Strasznie się denerwuję. Dlaczego? Bo doszły mnie słuchy, że Ty też tam będziesz. Tym razem nie zamierzam zaprzepaścić swojej szansy, w końcu jadę tu w jednym celu.

- Malwa, już prawie jesteśmy – wyrywa mnie z zamyślenia głos Moniki

Po tych słowach żołądek podchodzi mi do gardła a nogi robią mi się jak z waty. „Malwa, uspokój się!” – ganię się w myślach – „w ten sposób na pewno nic nie zdziałasz. Przecież nie masz szesnastu lat, zachowuj się jak na swój wiek przystało!”. Biorę dwa głębokie oddechy i powtarzam sobie, że nie ma się czym stresować. Dojeżdżamy na miejsce. Jeszcze jeden głęboki oddech.

- Show time. – mruczę do siebie i ruszam niepewnie za Moniką i Karolem w stronę hali.



Karol jest zajęty bieganiem i robieniem zdjęć wszystkim i wszystkiemu, co uzna za godne jego uwagi, a Monika zagaduje jednego z pracowników Skry. Cieszy mnie taki obrót spraw, przynajmniej mogę uniknąć pytań w stylu „coś ty taka milcząca, to do ciebie niepodobne” czy tekstów „ziemia do Malwiny!”. Po raz pierwszy nie mogę skupić się na meczu. Nie mam pojęcia, co tak na dobrą sprawę dzieje się na boisku, zajęta przeczesywaniem hali w poszukiwaniu Ciebie. „Proszę, proszę, bądź gdzieś tutaj!”  powtarzam w myślach jak mantrę. Ale Ciebie ani widu, ani słychu… Zrezygnowana zaprzestaję swoich poszukiwań – przecież gdybyś był to już bym Cię zauważyła, tyle razy przeczesałam wzrokiem każdy fragment hali. Tak, to właśnie moje cholerne szczęście. Pogrążona w swoich czarnych myślach czuję, że ktoś za mną stoi, postanawiam to jednak zignorować licząc, że ów ktoś sobie pójdzie i zostawi mnie samą. Naprawdę nie mam ochoty teraz z nikim rozmawiać, nie po takim rozczarowaniu. Jednak osoba za mną najwyraźniej nie potrafi czytać w myślach bo nie dość, że nie odchodzi, to jeszcze delikatnie stuka mnie w ramię. Zniechęcona, z uszczypliwym komentarzem na ustach, odwracam się gotowa nawrzucać człowiekowi, który śmie zakłócać mój spokój i zamieram. Patrzą się na mnie cudowne oczy i jeszcze cudowniejszy uśmiech.

- Hej! Może czekoladkę? – pyta mnie nie kto inny jak… Aleks!

- Yyyy – jąkam się wciąż zauroczona tym spojrzeniem i uśmiechem. Malwina! Weź się w garść! – Chętnie, dziękuję. – odpowiadam i biorę czekoladkę. Już mam się odwrócić, kiedy Serb zaczyna mówić.

- Cieszę się, że udało Ci się tutaj zjawić. Przepraszam, że nie zadzwoniłem, ale nie miałem kiedy, tyle się działo.

- To Ty mnie pamiętasz? – jestem w takim szoku, że nie wiem jakim cudem udaje mi się powiedzieć cokolwiek.

- Oczywiście, takich kobiet jak Ty się nie zapomina – mówiąc to posyła mi swój najcudowniejszych uśmiech a ja czuję, jak na moje policzki wpływa rumieniec. Cholera, przecież ja się nie rumienię! Co się ze mną dzieje? W tym momencie zapominam o tych godzinach wpatrywania się w telefon i sprawdzaniu, czy aby na pewno się nie rozładował, popsuł lub czy nie stracił zasięgu. Zapominam, jak czułam się rozczarowana faktem, że taki facet mnie po prostu olał. Tymczasem Aleks ponownie zaczyna do mnie mówić:

- Zastanawiałem się, jak mogę pomóc Ci spełnić Twoje marzenie. No wiesz, to o połączeniu pracy z pasją. I wydaje mi się, że znalazłem idealne rozwiązanie. Ale może pogadamy o tym po meczu? Teraz muszę wracać do swojej drużyny, trochę za długo mnie nie było. Nie uciekaj zbyt szybko – puszcza do mnie oko i nim uda mi się jakkolwiek zareagować, jego już nie ma. Kątem oka dostrzegam, że Monika przygląda mi się z ciekawością. O nie, to oznacza jedno – będzie mnie wypytywać dotąd, aż powiem jej wszystko, z każdym najdrobniejszym szczegółem. Kiedy odwracam się w stronę boiska moim oczom ukazuje się nikt inny, jak Ty. A więc jednak jesteś! Jak to możliwe, że wcześniej Cię nie widziałam? Jesteś jednak za daleko abym mogła podejść. Po meczu – wtedy na pewno cię złapię. Przecież i tak muszę zostać, w końcu Aleks ma dla mnie jakieś nowiny. Mój humor automatycznie ulega poprawie i ze spokojem oglądam dalszą część meczu.



- I tak oto Reprezentacja Polski wygrywa ze Skrą Bełchatów 5:3! – rozbrzmiewa głos informujący nas o wyniku końcowym meczu. Ale ja już nie słucham. Niecierpliwie czekam na dalszy rozwój wydarzeń wiedząc, że nie mogę zmarnować tej okazji. Ten stan oczekiwania przerywają Monika z Karolem.
- Malwa, musimy się zbierać. Muszę jak najszybciej wrócić do Warszawy, czeka mnie kolejne zlecenie i muszę jeszcze ogarnąć parę rzeczy na jutro – informuje mnie Karol. Cholera, nie teraz! Przecież nie mogę się tak po prostu zmyć! Mój mózg wykonuje skomplikowane procesy myślowe. A gdyby tak…

- Wiecie co, Wy jedźcie, ja wrócę pociągiem.

- Jesteś pewna? Sama? W nocy? Z Częstochowy? – zasypuje mnie gradem pytań Monika.

- Tak, jestem pewna. Duża ze mnie dziewczynka, nie przejmujcie się mną. – zapewniam ich szybko. Jeszcze gotowi odwieść mnie od tego pomysłu. Widzę, że Monika patrzy na mnie krzywo, jednak Karol przestępuje z nogi na nogę co jest ewidentnym znakiem, że bardzo mu się spieszy. Odpuszczają więc, szybko się żegnając i wychodzą z hali. Uf!



Po wręczeniu medali podchodzi do mnie Aleks z tym swoim uroczym uśmiechem i przekłada mi przez głowę medal, który przed chwilą otrzymał.

- Aleks, ale jak to.. przecież to Twój medal.. nie mogę… - jąkam się

- Och, daj spokój. Potraktuj to jako przeprosiny za nie odezwanie się pomimo tego, że obiecałem.

- Ok., niech tak będzie. Dziękuję w takim razie – uśmiecham się. Czas przejść do sedna sprawy, inaczej ciekawość mnie zeżre od środka. – Ale mówiłeś, że masz dla mnie rozwiązanie. Nie ukrywam, że jestem ciekawa, co miałeś na myśli.

- Ach, to. Rozmawiałem z kim trzeba i dowiedziałem się, że klub poszukuje pracownika. Marketing potrzebuje pomocy i pomyślałem, że mógłbym pomóc Ci się wkręcić. Co Ty na to?

Stoję z rozdziawioną buzią. Wiem to, ale jakoś nie mogę jej zamknąć. Jestem w szoku. Takiego obrotu spraw w życiu bym się nie spodziewała. Ja? I praca w Skrze? To się naprawdę dzieje?

- Mówisz poważnie? Jeśli tak, to jak najbardziej jestem za! – udaje mi się w końcu pozbierać i wydukać z siebie odpowiedź, mimo, że wciąż mam wrażenie, że to sen.

- Świetnie! Zadzwonię do Ciebie z namiarami na osobę, do której musisz się zgłosić. I tym razem na pewno się odezwę – mruga okiem i posyła mi kolejny cudowny uśmiech. Halo, czy jest na sali ratownik medyczny? Czuję, że zaraz padnę z nadmiaru wrażeń. Kiedy myślę, że już nic nie może mnie zaskoczyć podchodzisz Ty! Zamieniasz dwa słowa z Aleksem i przyglądasz się mi z delikatnym uśmiechem na twarzy. O mamusiu!

- Malwina, to mój dawny kolega z drużyny, Bartek. Bartek, to jest Malwina – dokonuje prezentacji Aleks. Jedyne, co wydobywa się z moich ust to krótkie „miło Cię poznać”. To i tak cud, że aż tyle się z nich wydobywa. Niewiarygodne, po tak długim czasie nareszcie mogę Cię poznać osobiście, uścisnąć Twoją dłoń i zobaczyć uśmiech, który jest skierowany tylko do mnie. Wtedy uświadamiam sobie, że nawet nie wiem, o której mam jakikolwiek pociąg do Warszawy! Mina mi rzednie, co od razu zauważasz.

- Czy coś się stało? – pytasz.

- Yyyy.. w sumie to właśnie sobie uświadomiłam, że nawet nie wiem o której mam pociąg powrotny do Warszawy – odpowiadam po chwili ciszy. Aleks w tym czasie zostaje porwany przez grupkę fanek, więc jesteśmy tylko my – tylko Ty i ja.

- I chcesz sama wracać o tej porze do Warszawy? – pyta dziwnie poruszony – Mowy nie ma! Tak się składa, że muszę jechać do Warszawy. Jutro mam samolot do Moskwy. Bardzo chętnie zabiorę Cię ze sobą. I nie ma żadnego ale – mówi, gdy otwieram usta – nie puszczę Cię samej o tej porze pociągiem. Chodź, pożegnam się z kim trzeba i możemy ruszać. – odwraca się, a ja – chcąc nie chcąc – podążam za nim z zaskoczoną miną na twarzy. Szykuje się bardzo ciekawa podróż.

Po baaaaaaaaardzo długie nieobecności powracam! Mam nadzieję, że tym razem nie będzie już tak długiej przerwy. Co prawda czuję, że dla mnie sesja się nie skończyła - ewidentnie jedna poprawka wisi mi nad głową - jednak zamierzam zrobić wszystko, aby kolejne rozdziały pojawiały się co piątek. Mam nadzieję, że wciąż ze mną jesteście ;) Miłego czytania :)

piątek, 28 grudnia 2012

Part three.






Atlas Arena, Łódź. A jednak znowu tu jestem, łamiąc przy tym zasady swojej terapii odwykowej. Jednak od jednego z siatkarzy dostałam bilety na kolejny mecz Ligi Mistrzów, których grzechem by było nie wykorzystać. Wciąż się zastanawiam jak to się stało, że akurat ja je dostałam. Odsłaniam przedramię i mocno się w nie szczypię. Boli, co oznacza, że to nie jest sen. Mam idealne miejsce, bo na płycie boiska, dzięki czemu wiem, że szanse na złapanie siatkarzy są całkiem spore. Przez głowę przelatuje mi myśl, że gdybym wtedy, te trzy tygodnie temu miała taki bilet, to spełniłabym swoje marzenie i kto wie, może moje życie byłoby teraz całkiem inne? Szybko jednak odganiam tą myśl i skupiam się na rozgrzewce. Kilka chwil później rozpoczyna się mecz, który po raz kolejny kończy się wygraną Skry, dzięki czemu mają zapewnione wyjście z grupy na pierwszym miejscu. Podchodzę do barierki dzielącej mnie od siatkarzy i cierpliwie czekam na swoją szansę. Razem ze mną zebrała się spora grupka ludzi którzy napierają do przodu, przez co metalowa rurka wbija mi się w brzuch. Staram się znosić to cierpliwie, oddycham więc głęboko i się być spokojna. W końcu stopniowo podchodzą do nas siatkarze. Najbliżej mnie pojawia się Aleks, który mimo że nie grał w tym meczu, wyszedł z szatni specjalnie dla kibiców. Kiedy tłum się powoli się przerzedza, postanawiam podejść. Nogi mam jak z galarety, w brzuchu nieprzyjemne uczucie stresu, a w głowie jedną myśl „nie zbłaźnij się!”. Najpierw proszę a autograf i zdjęcie, następnie zagaduję o kontuzję. Powoli rozmowa zaczyna się rozkręcać, stres zniknął a pojawia się nić porozumienia. Pojawia się chyba standardowy temat – czym się zajmuję na co dzień. Zgodnie z prawdą odpowiadam, że studiuję, ale że nie zamierzam pracować w zawodzie. Wspominam, że chciałabym, aby moja praca była powiązana z tym, co kocham, czyli z siatkówką, najlepiej ze Skrą. Kiedy kończę, zapada kilkuminutowa cisza. Widać, że Aleks się nad czymś mocno zastanawia, po czym posyła mi jeden z tych swoich cudownych uśmiechów. Pyta, czy miałabym coś przeciwko wymienieniu się numerami telefonów. Oszalał? Jak mogłabym mieć coś przeciwko! Szybko zaprzeczam, czym wywołuję u niego kolejny uśmiech. Dyktuje mu swój numer, a Aleks go zapisuje. W tej samej chwili ktoś go woła, więc rzuca mi krótkie „odezwę się” i kieruje swoje kroki w stronę tego, kto go wołał. Nagle zatrzymuje się, odwraca w moją stronę i mówi:
A tak w ogóle jak masz na imię?
Malwina.
Posyła mi ostatni uśmiech i odchodzi, nie odwracając się już za siebie. Widzę, jak grupka hotek łypie na mnie spod oka, więc czym prędzej się ulatniam. Jeszcze gotowe mi coś zrobić - kto wie, co czai się w tych ich główkach.
Wychodzę więc z Atlas Areny jeszcze nie do końca przekonana, że to, co się przed chwilą wydarzyło, to nie jest tylko sen. Kieruje swoje kroki w stronę dworca autobusowego. O tej porze nie ma żadnego bezpośredniego pociągu do Warszawy, a na autobus muszę czekać do 1 w nocy. Mam więc sporo czasu, żeby przeanalizować to, co się przed chwilą stało. Bo czyżby cuda się jednak zdarzały?



~*~
Siedzę wygodnie w fotelu z netbookiem na kolanach. Jak co dzień przeglądam nowe wiadomości ze świata siatkówki, po kolei wchodząc na wszystkie ulubione strony związane z tą dyscypliną sportu. Jedna z nich informuje, że jesteś w Łodzi. Ale jak to możliwe? Ty? W Polsce? Oczywiście pojawiają się od razu komentarze, że rozwiązałeś kontrakt z Dynamo, co wydaje się równie absurdalne, jak śnieg w środku lata. Po kilku godzinach potwierdzasz to sam – jesteś w Polsce po to, aby leczyć swoją kontuzję. Postanowiłeś skonsultować się z lekarzami reprezentacji, ponieważ oni najlepiej znają Twój organizm. Nie wierzę. Byłeś w Łodzi w tym samym czasie, co ja. Dziwne uczucie mnie wypełnia. Uczucie żalu, rozczarowania, ale też jakiejś nadziei. Potwierdza się, że wcale się z Ciebie nie wyleczyłam, że tylko zagłuszyłam swoją obsesję. Kogo ja chciałam oszukać? Siebie samą? Nie da się...



~*~
Minął już tydzień od ostatniego meczu w Atlas Arenie, a mój telefon milczy. Nie mam żadnej wiadomości od Aleksa i zaczynam się zastanawiać, czy to naprawdę się wydarzyło. Może zaczynam powoli wariować? Staram się nie przejmować i żyć jak gdyby nigdy nic. Zbieram się więc na zajęcia – od czasu do czasu muszę się pojawić na uczelni, żeby mnie w ogóle do sesji dopuścili. Siadam gdzieś na końcu sali, wyciągam netbooka i oglądam zdjęcia z najnowszej sesji zdjęciowej Skry. Koleżanka siedząca obok zagląda mi przez ramię. Nagle, ni z tego ni z owego pyta, czy chciałabym ich poznać. Kiedy patrzę na nią pytająco mówi, że zna fotografa, który pracuje dla jeden ze sportowych gazet i często jeździ na takie wydarzenia. Proponuje mi, żebym pojechała z nimi do Częstochowy na mecz Skry z Reprezentacją. Bez wahania się zgadzam. W moich planach był wyjazd na ten mecz, lecz na tydzień przed koleżanka, która miała ze mną jechać po prostu mnie wystawiła. To był swego rodzaju cios ponieważ wiem, że jest spore prawdopodobieństwo, że będziesz na nim Ty. No i Aleks. Obiecuję sobie, że tym razem nie zaprzepaszczę takiej okazji. Częstochowo, nadchodzę!


*
Pierwsza noc z trwającego trzy noce maratonu w pracy za mną. Padam na twarz, bo dopiero dotarłam z pracy do domu, ale jeśli teraz nie dodam rozdziału, to obawiam się, że nie wstawię go później. Tak więc oddaję trójeczkę w Wasze ręce, a sama idę oddać się w objęcia Morfeusza ;)

Enjoy!